Opublikowane na Powiat Suski Wiadomości: Sucha Beskidzka 24, Zawoja, Maków Podhalański, Jordanów, Stryszawa (https://www.powiatsuski24.pl/)

ZAMCZYSKO - wciąż żywe!

Była już bardzo starą kobietą, a my na początku edukacji podstawowej. Jeżeli ktoś miałby nam opisać "babę jagę" z bajki, lub po prostu czarownicę, wystarczyło wskazać tą panią. Z drugiej strony była zawsze miła i często dawała nam zielone, cholernie kwaśne jabłka, które zwaliśmy "kwidzki"...

Czasami, gdy przesiadywaliśmy na progu jednej ze stodół, przerywała swój żółwi spacer i opierając się o laskę opowiadała nam stare historie i baśnie. Było o Białej Damie, było też i o czarnej. O „błędnych ognikach”, które wyprowadzały ludzi w las, lub na bagna po czym ginęli bez śladu. Opowiadała o wszystkim – prócz jednego tematu: ZAMCZYSKO. My, jak to przystało na urwisów, tym bardziej nalegaliśmy by pokazała nam gdzie szukać tego podobno zapadniętego pod ziemię zamku. Kilka lat później, gdy widywano ją bardzo rzadko, bo ponoć była bardzo chora, przechodziliśmy z kolegą koło jej chatki. Nagle przy starym płocie i rozlatującej się furtce zobaczyliśmy ją pochyloną i oddychającą bardzo ciężko i dziwnie. Wyglądała na bardzo słabą i zmęczoną, jakby miała 150 lat. Zaoferowaliśmy jej pomoc. Wsparła się na nas i odprowadziliśmy ją do chaty. Była wyjątkowo lekka, sama skóra i kości, oraz z czterdzieści milionów zmarszczek na całym ciele. Jej domostwo miało drewniane drzwi z bardzo wysokim progiem, za to na tyle niskie, że nawet my – młode łebki musieliśmy się zgiąć wnosząc ją do środka. Posadziliśmy ją na łóżku. Chata była typową starą wiejską budowlą, krzywe już od starości drewniane bele pokryte gliną i pomalowane na jakiś dziwny odcień błękitu. Przed domem rósł ogromnych rozmiarów dąb. Pod sufitem wisiały różnorakie suszone zioła, a na stole leżał i wpatrywał się w nas czarny kocur. Jak już wspominałem – opis jak z bajek. Długo się nam przyglądała, w końcu wzięła głęboki oddech i wskazała ręką na stary nakastlik, na którym stało niewyraźne, czarno białe zdjęcie jakiegoś męższczyzny. Wydawał się być z innej epoki. Wyglądał na jakieś 30 lat.



„To mój mąż” – powiedziała. „Też interesował się duchami i zamkami jak wy. Kiedyś wybrał się na Zamczysko. Wziął łopatę ze sobą i myślał, że wykopie ten słynny skarb. Łopatę znaleźli ludzie kilka dni później. Na drodze koło torów. Wieźli ogórki na jarmark…” – zamilkła.



Po dłuższej chwili nie wytrzymałem: „A gdzie mąż, pszem pani?”



„On nie znalazł się do dziś. Tylko w nocy… to znaczy… przychodził czasami w nocy. Początkowo… później nie przychodził już nigdy.” – opuściła twarz i zapatrzyła się w jeden punkt podłogi. Poczułem jak dziwny dreszcz przelatuje mi po plecach od tyłka aż po czubki włosów. Do tej pory go czuję pisząc te wspomnienia. Spojrzałem na kolegę – blady jak ściana!



Zaczęliśmy się powoli wycofywać do drzwi. Starsza pani nagłym ruchem podniosła się na baczność jakby ją poraził prąd.


„Wy jesteście dobre chopoki – NIGDY NIE IDŹCIE NA ZAMCZYSKO!„ – wrzasnęła, a my wystrzeliliśmy z jej chatki jak z procy. Biegliśmy długo wzdłuż brzegu Skawy, aż na środek Ispów. Tam długo nam zeszło by dojść do siebie. Starsza pani miała pogrzeb tydzień później. Było pół wiochy, ale nikogo z bliższej rodziny. Ponoć takowej nie posiadała. Tego lata przyszła wielka powódź i w nocy jej opustoszałą chatę porwała woda. Dęba wycięto niedługo po tym. Kota dzieciory złapały i powiesiły na drzewie. To nie byliśmy my. My go znaleźliśmy już zdechłego i zajeliśmy się jego pochówkiem.



Legenda Zamczyska rosła w nas z każdym centymetrem naszego rozkwitu. Przepytywaliśmy każdego, głównie starszych mieszkańców; „gdzie”, „jak trafić”, „jak to było z tym miejscem”, „czemu wszyscy się go boją”… Uzyskiwaliśmy najróżniejsze odpowiedzi i wersje wydarzeń. Z ciekawszych które pamiętam:


„Na zamczysku ucztowano, bawiono się bardzo (podejrzewam, że mogło to przybierać postać libacji i orgii w hotelu dla posłów III RP). W tym czasie ścieżką obok zamku przechodził ksiądz z najświętszym sakramentem, do umierającego mieszkającego w pobliżu. Zamkowi nie uklękli tylko wyśmiewali księdza. Tej samej nocy nadeszła straszliwa burza, ludzie na Zamczysku umierali trafiani piorunami, a cały zamek nad ranem zapadł się pod ziemię…”



Była też bardziej ubarwiona wersja, tylko że zamiast księdza na zamek przyszedł sam Jezus, a że został znieważony i wyrzucony z grodu, nakazał by Zamczysko zapadło się pod ziemię. Kolejna wersja wydarzeń: na zamku mieszkał diabeł i coś tam… coś tam… nie pamiętam, ale się zapadł. Ogólnie wszystkie przypowieści wiązał jeden fakt – Zamczysko miało się zapaść.



Kolejnym problemem było umiejscowienie tego zamku. Wszyscy stawiali na to, że znajduje się on na wzniesieniu, tuż za przejazdem kolejowym, którędy niegdyś prowadziła droga na osiedle Koźle. Były też zupełnie inne wytyczne: „tam gdzie się łączy Skawa z Paleczką”, „za barem U Ścieżki”, a byli tacy, którzy nas kierowali na Mioduszynę. Babka opowiadała, że zamek znajdował się koło stacji PKP, „ale nie wiele z niego zostało, bo kamienie z murów użyto do nasypu gdy budowano kolej”. W sumie to ona miała najlepsze wytyczne, chociaż przez lata myślałem że się myli. Mylne jednak było to, że dawniej stacja kolejowa była w innym miejscu niż ówcześnie, ale o tym długo nie wiedzieliśmy.



Nadszedł w końcu dzień, gdy całą bandą wybraliśmy się na Zamczysko. Wybraliśmy wskazówkę „drogi na Koźle”. Byliśmy blisko, ale jednak to błędne miejsce, w które wierzyła większość mieszkańców. Co ciekawe dodam, że byliśmy także kilka razy na „cmentarzu cholernym”, ale Zamczyska żaden z nas nie zauważył. Po wielu latach postanowiłem wybrać się tam sam, bogatszy o wiedzę książkową, relacje ludzi, którzy jednak tam byli, oraz o najlepsze z narzędzi: internet. Zamczysko znalazłem bez problemu, ale muszę przyznać, że była to dla mnie nie tylko wyprawa w czasie, ale i w pewnym sensie duchowe przeżycie…


Zamczysko
 znajduje się tuż obok „Cmentarza Cholery” na którym chowano mieszkańców zmarłych na zarazę, aby byli z dala od domostw w celu uniknięcia kolejnych zakażeń. W każdym razie tuż obok, w stronę Suchej Beskidzkiej. Oczywiście mówimy o miejscowości Zembrzyce, w Małopolsce. Jest ciężko rozpoznawalne, dopóki nie znajdziemy się na jego wzgórzu. Zresztą już wspinając się na nie i to najlepiej nie od „Cholernego”, ale od drugiej strony widzimy wyraźne pozostałości po murach obronnych. Wchodzimy fosami, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, dopóki nie spojrzymy na nie z góry. Las w tym miejscu wygląda jakby nieco inaczej niż dookoła. A może to tylko moja wyobraźnia tak zadziałała. Jedno wiem na pewno – nogi mi się ugięły, gdy wspiąłem się na jeden z najwyższych punktów i ujrzałem tam wbity w ziemię prostokątny kamień. Wyglądał dziwnie, niczym miejsce kultu Słowian, Indian, lub innej kultury. Miałem lekki dreszczyk emocji. Zrobiłem kilka fot i udałem się na drugie wzniesienie, gdzie… taki sam wbity kamień. To już definitywnie daje do myślenia. Przechodząc z jednego pagórka na drugi, trafiłem na coś w stylu małej fosy, z boku której są wyraźne pozostałości muru, lub ściany budynku. Zacząłem się zastanawiać, czy to fosa, czy może droga między dwoma budynkami. Oprócz tych dziwnych kamieni, znalazłem tam jakieś inme dziwne rzeczy, które w takim miejscu raczej nie występują: różnego rodzaju węże – w sensie węży użytkowych, nie gadów. Znalazłem też kupę białych piór, ale zero szkieletu ptaka. Tak jakby ktoś powyrywał pióra i je tam rozrzucił. To już zakrywa trochę o obrzędy… związane z magią? Nie raz widywałem w lasach padlinę, resztki zjedzonych zwierząt, ale zawsze oprócz piór, czy też resztek skóry, znajdował się szkielet, lub przynajmniej kilka kości. Tu były same pióra. Poza tym jak wiele dzikich, leśnych ptaków występujących u nas takowe posiada? Pomijając to wszystko przyznaje, że można wyczuć tam jakąś dziwną energię. Nie wiem czy dobrą, czy złą… po prostu inną.



DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU WRAZ Z GALERIĄ ZDJĘĆ Z ZAMCZYSKA! ]



Marcin "talagowski" Talaga


Adres źródła: https://www.powiatsuski24.pl/wydarzenia/zembrzyce/zamczysko-wciaz-zywe/xjv